poniedziałek, 27 grudnia 2010

Struktura odbioru, czyli dlaczego czytam wolno (niestety)


Przy lekturze Cukierni pod Amorem wzięło mnie na rozmyślania o tym, dlaczego czytanie idzie mi w sumie wolno. Przynajmniej w stosunku do innych, zaliczających nowe pozycje z prędkością karabinu maszynowego, tak jest, bo przecież nie będę się porównywać do tych, którzy zaliczają jedną książkę na rok. Ci, co szybko, straaasznie mi imponują. Też bym tak chciała, ale się nie da, po prostu nie i już.
Rozmyślania dotyczyły, jak to sobie roboczo nazwałam, struktury odbioru. Kiedy sięgam po książkę, włącza mi się wewnętrzny film. Czytam o kolejnych bohaterach, którzy wchodzą na scenę historii i muszę koniecznie ich sobie dokładnie wyobrazić, nie pobieżnie typu wysoki, siwy, niska gruba, tylko oni dostają w mojej głowie dokładny wizerunek. Też ich sobie ubieram, każdego dnia inaczej, w zimie i w nocy, na balu i w karocy, na wycieczce i w pracy, dostają ode mnie buty i paltocik, bluzeczkę i spodnie, surdut i mitenki, kalosze i melonik, w zależności od tego, kim są i kiedy ta akcja się dzieje. Słyszę też ich głosy, jedni mówią piskliwie, inni tubalnym basem, dzieci zmiękczają wyrazy, a starsze kobiety mówią niewyraźnie jak to ci, którzy mają sztuczne szczęki, czy braki w uzębieniu. Koniecznie też muszę zaraz ich umieścić w jakiejś przestrzeni, czyli dokładnie wiem, w głowie oczywiście, jak wygląda ich dom, izby i ogród, jakim samochodem jeżdżą i jak wyglądają hotele, zajazdy, restauracje i pałace, w których bawią.
Do tego przydają się dobre seriale i filmy, dają wyobrazenie, jak w rożnych epokach i miejscach, ludzie mieszkali i czym się poruszali. Od dawna już szukam takiego wydawnictwa, które pokazywałoby na obrazach, zdjęciach i rycinach, jak sie ubierali ludzie różnego stanu, w różnych krajach i epokach, to by mi się bardzo przydało.
Kiedy czytam, słyszę tych ludzi, widzę ich, więc nic się nie da przyspieszyć, bo jakże to, dystyngowana hrabina Zajezierska miałaby mówić szybko jak baba z magla?
Ja wiem, że szybkie czytanie polega na tym, że człowiek widzi i czyta jakby całymi paragrafami. Próbowałam i odbiera mi to całą przyjemność. Muszę się więc pogodzić z faktem, że nie zaimponuję nikomu ilością przeczytanych ksiazek w tygodniu. Już nie mówiąc o tym, że mam tez obowiązki, jako zona, matka, pracownik, przyjaciółka, sąsiadka. Obowiązki, ale też wynikające z tego przyjemności, bo być z rodziną i przyjaciółmi to nie kara. Rzadko kiedy mam na czytanie cały dzień, czy chociażby kilka godzin z rzędu, ale za to targam ksiażkę ze sobą wszędzie i jak tylko coś mnie zatrzyma w biegu, siedzenie w poczekalni u lekarza czy w samochodzie pod halą sportową, gdzie trening kończy syn, w samolocie, samochodzie czy autobusie, zaraz wyjmuję ją i czytam. Poza tym lubię też dobre filmy, teatr i czytanie magazynów typu Twój Styl czy Pani, tyg. takich jak Newsweek czy Polityka, a to też kradnie czas książkom. Co wiedzie do puenty, że skoro nie można szybciej, trzeba dokonywać bardziej uważnych wyborów czytelniczych, żeby nie tracić czasu na gnioty. A ja mam coś dziwnego w naturze, że te najfajniejsze ustawiam na półce i sobie ich odmawiam. Odwiedzam je tam, czasem wyjmę, pogłaszczę i odstawiam, a do ręki biorę coś na cito, jakiś egzemplarz do recenzji, niewiele ich dostaję, ale jeżeli to mają niby pierwszeństwo, a to książka polecana przez kogoś, a to z book club, a te, na widok, których dostaję dreszczy z emocji, czekają, czekają, czekają.
Od tego roku koniec z tym. Takie mam postanowienie, ale jak to wyjdzie, zobaczymy w praniu.

A Wy jak czytacie, szybko, błyskawicznie, paragrafami czy wolno, dokładnie, czy przeskakujecie opisy? Ciekawa jestem