sobota, 20 sierpnia 2011

Bułeczka i Podarunek dla Stalina - rzeka łez, jak to zwykle u mnie.

O dwóch filmach chciałabym napisać. Czyta się i nawet mam jedną książkę jeszcze nie opisaną, ale jednak dzisiaj będzie o X.Muzie. I trochę wspomnieniowo, wiadomo, u mnie inaczej się nie da.
Pierwszy film przyleciał do mnie fruuuuu - od Kazaszy, blogowej 'kuleżanki'. Zgadałyśmy się kiedyś o moich fascynacjach rosyjskich, podrzuciła mi kilka tytułów dobrych filmów, wklejane u niej piosenki są już u mnie na mp3 słuchane do umęczenia otoczenia, bo o zgrozo, zamiast jak każdy porządny człowiek posiadający dziwactwa, zamiast słuchawek, matka podłącza mp3 do radia i całą drogę drze się w niebogłosy - 'ciumacieciaja wiesna' albo 'tolka my z kaniom po polu idziom...'


Mówią, że Lube ma nacjonalistyczne zapędy i sprzyja Putinowi, ale ja mam to gdzieś, kiedy słyszę tak piękną pieśń. Dla mnie niech on sobie śpiewa, a inni niech go rozliczają z jego preferencji.
Ale, ale, jak to u mnie, dygresja mi się wydłużyła jak guma arabska :-)
Od Kazaszy to właśnie dostałam film, którego nigdzie nie moglam zdobyć, ani online kupić, ani ściągnąć, może być, że źle szukałam, ale niełatwo jest to zrobić w cyrylicy, przynajmniej nie mnie. Aż pewnego dnia poproszona zostałam o adres, myślałam, że mi wrzuciła na płytkę z komputera lub skopiowała swój, ale kiedy dostałam przesyłkę zatkało mnie, bo znalazłam tam to (mówię o filmie, bo ten mały tadżin to prezent z Maroka)


Film nówka sztuka i to jaki! Piękny, trzymający w napięciu, poruszający! Dawno nie miałam tylu wzruszeń, kilka razy spłakałam się jak bóbr.
Opowiada o Kazachstanie wczesnych czasów powojennych, gdzie zsyłani są ludzie zewsząd. Część żyje w obozach, część 'na wolności' czyli w obrębie regionu, jedynie nie za drutami. Z kolejnego transportu przejeżdżającego przez pewne miasteczko konieczne jest usunięcie kilku ciał tych, którzy nie przetrwali trudów podróży. Dwóch Kazachów zostaje najętych do ich pogrzebania. Przenosząc ciała zawinięte w szmaty, jeden z nich zauważa, że mały chłopiec tylko udaje martwego, chce się wydostać z pociągu jadącego dalej, nie wiemy gdzie. Zwyczajowo ciała, zaraz przed odjazdem w ostatnią drogę, są przeszywane sztyletem, na wypadek, gdyby ktoś miał taki pomysł, jak ten chłopiec. Chyba nie zdradzę za wiele, jeśli powiem, że malcowi udaje się przeżyć i film opowiada o pięknej więzi jego i starego Kazacha. A w tle dzieje się, oj dzieje. Widzimy zderzenie prostego zycia stepowego z agresywnym i niszczycielskim komunistycznym stylem władzy. Piękno miesza się z okrucieństwem. I jak w tym wszystkim żyć? Fantastyczny film, polecam.

Wcześniej tego samego dnia wpadłam w TV przypadkiem na stary polski film dla dzieci pt. Bułeczka, oparty na powieści Jadwigi Korczakowskiej
Jest to moja ulubiona książka z dzieciństwa, którą czytałam chyba z 5 razy, a na filmie byłam pewnie tyle samo. Zaraz pobiegłam na górę do pokoju dzieci, wytargałam z najniższej półki przykurzony egzemplarz powieści, pochyliłam się nad obrazkami kolorami w stylu elementarza Falskich, tego z początku lat siedemdziesiątych i tak się wzruszyłam, że aż mnie w piersiach ból chwycił. A kiedy wróciłam na dół, dalej oglądać film, nie potrafiłam już powstrzymać potoku łez, bo to czasy mojego najwcześniejszego dzieciństwa. To, co widziałam na ekranie, zabrało mnie w podróż w czasie - kawiarnie (czy to mógł byc Hortex warszawski), sklepy odzieżowe (sprzedawczyni w fartuchu), dentysta. Zresztą, co ja tu będę opisywać, zobaczcie fragment filmu wklejony pod zdjęciem mojego egzemplarza książki




 
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że mimo takiego upływu lat, film ten jest bardzo aktualny poprzez uniwersalność opisywanego tam problemu i rozterek dziecięcych. Poza realiami, z oczywistych powodów nie takimi, jakie mamy teraz,  wszystko mogłoby zdarzyć się i dziś. Jedna dziewczynka Bułeczka - sierota prawdziwa, bo straciła rodziców, druga Wandzia - sierota ekonomiczna, bo matka wyjechana w Koszalinie teatr organizuje, a ojciec non stop w pracy, w domu jedynie gosposia i dziecko pozostawione samo sobie, naburmuszona, wiecznie z pretensjami, ze skrzywioną miną. Bułeczka, ta osierocona naprawdę, zostaje przyjęta przez wujostwo do domu i zaczyna się układanie relacji dziecka z otoczeniem i otoczenia z dzieckiem. Cała gama problemów, zachowań i piękna z tej powieści nauka. Nie wiem, czy dzieci teraz nadal czytają Bułeczkę, ale jeśli nie, to może niech rodzice spróbują położyć się wieczorem ze swoją latoroślą lat 6+ i poczytają wspólnie?
I tak przy pomocy dwóch filmów pozbyłam się nadmiaru wody z organizmu, a inni muszą tabletki brać :-)