wtorek, 18 października 2011

Leaving Ardglass - William King.

Bardzo polecana przez panią w naszej bibliotece. Skusiłam się, bo miałam nadzieję na klimatyczną powieść o irlandzkiej emigracji do Wielkiej Brytanii. Pod tym względem się nie zawiodłam, bo faktycznie smaczków tam dużo, aż za. W takim sensie, że trudno mi było zrozumieć ich rozmowy, bardzo hermetyczne dialogi, Irlandczycy oczywiście załapią w lot, ale inni, szczególnie kiedy czytane w oryginale, a dialogi prowadzone w różnych dialektach, orzą przez ten tekst jak pierwsi osadnicy w kamieniach.
Historia sama w sobie bardzo ciekawa. Młody mężyczna - Tom wyjeżdża ze swojego spokojnego miasteczka do Londynu, gdzie jego brat odniósł sukces jako właściciel przedsiębiorstwa budowlanego. Chce, aby tenże młodzieniec popracował w lecie u niego, a potem poszedł kształcić się na inżyniera i dołączył do imperium budowlanego. Wszystko byłoby jasne i proste gdyby nie to, że  Tom inaczej wyobraża sobie swoją przyszłość, jest bardo inteligentny, bystry i chce zostać księdzem. I tu wydaje się, że powieść o księdzu w latach 60-tych w Irlandii będzie jak takich wiele, wiadomo o czym, o szkołach pełnych przxemocy i złych seksualnych praktyk lub o innych miejscach, gdzie się księża niestety nie wsławili w tamtych czasach. Mają tego tutaj aż nadto. Smaczku całej historii dodaje fakt, że tę powieść napisał ksiądz, który żyje i pracuje w parafii w Drumcondra.

Obawy, że ta książka okaże się kolejną pozycją jakich było już wiele, nie sprawdziły się. William King ma fantastyczny zmysł łączenia obserwacji z portretami psychologicznymi, obserwacjami socjologicznymi i odrobiną humoru, nie ironizując jednocześnie, ani nie nadając historii tonu cierpiętnictwa, chociaż jest o niesłusznie oskarżonych kolegach po fachu (ostatnie wydarzenia, gdzie księża masowo, jeden po drugim są pociągani do odpowiedzialności za molestowanie seksualne dzieci,przeważnie słusznie). King kreuje, a właściwie odtwarza świat, który już nie istnieje, ale nadal jest w pamięci i myślach ludzi tutaj urodzonych. Któż nie miał kiedyś wuja, ojca czy brata w Wielkiej Brytanii pracującego na całą rodzinę. Któż nie słyszał historii od Irlandczykach, którzy wykorzystywali swoich gorzej niż Brytyjczycy? Któż nie znał dobrych księży, którzy pomagali ludziom w potrzebie, ale i tych, od których lepiej było trzymać się z daleka (o ile się dało). King pokazuje dobre i złe strony stanu duchownego, ale też dobre i złe strony 'cywili'. I ta grupa społeczna, i ta, mają wbrew pozorom wiele wspólnych płaszczyzn, przecież ksiądz jest nadal tylko człowiekiem, a każdy człowiek może być również święty.

Dla Irlandczyków to bardzo ważna powieść, dla wszystkich innych ciekawa historia z wątkiem poznawczym. Polecam raczej tym, którzy sprawnie czytają po angielsku, a jeśli kiedykolwiek będzie przetłumaczona, wszystkim innym, bo dobrze czasem wejść w nieznane rejony i historie. Irlandia chociaż bliska wielu, bo albo tu są, albo byli, albo mają tu rodzinę (trochę tak, jak z tymi irlandzkimi emigrantami w UK), nadal jest mało znana.