piątek, 9 grudnia 2011

Płatki z nieba - Mingmei Yip. Moje zmagania z tańczącą bokiem i sikającym z wiatrem

Wyznanie - ostatnio nie lubię literatury z tego kręgu kulturowego. Nie wiem dlaczego, co się stało, ale tak mnie denerwuje to roztrząsanie problemów poprzez tao, zen i co tam jeszcze. Do tego wszystko to, co da się powiedzieć normalnie, jest jakoś tak udziwnione. I te imiona - nawet nie potrafię powtórzyć, zupełnie jak z filmu Kolskiego - grający z talerza, mówiąca obłokami, sikający z wiatrem i tańcząca bokiem, haha.
No, to się ponatrząsałam. Nic nie poradzę, że jest u mnie dziwna niecierpliwość i bliżej mi teraz do jakiegoś krwawego kryminału, niż do ulotnej delikatności kwiatu lotosu poruszanego na wietrze wraz z lampionami, a w oddali słychać głosy mantry powtarzanej przez 'tę, która gęsi pasała' i 'tego, którego popiół zamienił w łabędzia'.


Wrzuciłam tego audiobooka do mojego empeka i pognałam do 'gminy', z podłączonym sprzęciorkiem w samochodzie do radia. Zasłuchałam się w tej historii i chociaż nadal nie opuściła mnie ta niechęć do 'walczących z cieniami', historia ta zajęła mnie na tyle, że na ten czas przestałam hodować 'chińskie muchy w nosie' i z wielką przyjemnością odsłuchałam  powieści bez marudzenia.

Meng Ning poznajemy w momencie, kiedy wstępuje do klasztoru buddyjskiego. Na razie na chwilę, na próbę, na medytacje i nauki, ale ma gdzieś z tyłu głowy pomysł, żeby zostać mniszką i ogolić głowę. Podczas tej sesji medytacyjnej poznaje Amerykanina, który będzie ważny w tej historii. Cofamy się do dzieciństwa Meng Ning, poznajemy inne postaci dramatu, wyjeżdżamy z nią do Francji i do USA. Oj dzieje się, dzieje, ale jednocześnie jest jakaś niespieszność w tej książce, zaduma, metafora. I ja w tym wszystkim z niecierpliwością do takich klimatów, ale o dziwo dałam się ponieść tej opowieści i nawet w jakiś sposób wyciszyłam, zawiesiłam.
Książka jest o tym, czy wybrać miłość i jakie ma ona oblicza, czy może pójść drogą duchowego rozwoju w odosobnieniu. Jest dużo ciekawostek o życiu klasztornym buddyjskich mniszek, ale też o salonach Manhattanu, obrazki z życia chińskiej prowincji i obyczajowości.
I tak nie wiem, kiedy odsłuchałam ją do końca, a tak się na początku najeżyłam, że mnie 'mówiąca z zamkniętymi ustami' pewnie nie zainteresuje. Ot i niespodzianka.
Nie czytałam poprzedniej powieści tej autorki, coś czuję, że poszukam i też przeczytam, tudzież odsłucham, zależy co pierwsze mi w ręce wpadnie.
Polecam, jak widać na załączonym obrazku - nawet tym, którzy w ogóle lub chwilowo, nie lubią takiego typu powieści.

Nie mogę nie wspomnieć o tym, że audiobook przyleciał do mnie, fruuuu, z Polski od Pani Bogny z Weltbild (Świat Książki). Dziękuję.