czwartek, 15 marca 2012

Ćwirlej mi się oddala w zawrotnym tempie

Mroczna seria reklamuje Mocne uderzenie Ćwirleja na FB. Ucieszylam się, że jest czwarta jego książka, bo z opisu wynika, że są one w stylu, jaki lubię (osadzone w latach osiemdziesiątych, w poprzednim ustroju). Rzuciłam się zaraz szukać książek tego autora, bo postanowiłam, że tym razem nie dam się wycyckać. A kiedy dałam? A mianowicie podczas mojego pobytu w Polsce ostatnio, dawno, ale jego trzy już były na rynku, poszłam do Empiku, bo wtedy jeszcze naiwnie wierzyłam, że tam wszystko kupię przy minimum wysiłku z szukaniem, co ważne, bo większość czasu spędzałam z chorą mamą i naprawdę nie miałam czasu biegać po całym mieście, od jednego końca do drugiego. No więc wchodzę z listą, a tam, poza nową Grocholą, nic nie ma z tego spisu. Przeszłam przez męki, jak to w tym przybytku, związane z tym, że połowy tytułów pani mnie obsługująca nie znała, a ta co niby miała znać, miała wolne (oni chyba kłamią, bo to już trzeci raz słyszałam tłumaczenie takie, a to było w Poznaniu,  w Koszalinie, a trzeci w Warszawie - szkolą ich, żeby tak odpowiadali?). Uczynność w Empiku nie zna granic, oczywiście mogą mi zamówić. Ja się zapytowywuję - co tam stoi na półkach w tym wielkim jak dupa słonia salonie, że nic nie ma, kiedy człowiek konkretnie szuka tytułów? No nic, ta opcja odpadła, bo zamówienie mogło być na wtorek, a ja w niedzielę wylatywałam do Irlandii. I w ten sposób zrobiłam się na cacy, bo za późno poszłam, a w małych księgarenkach, czy to na lotnisku, czy obok mamy, nie było jego książek. Kurczę, znacie to? Szukacie czegoś i okazuje się, że trzeba się nachodzić? I to już nie o cenę szło w tamtym momencie, bo brałabym z musu jak leci.
No właśnie cena. Piszę o tym, bo mnie zatkało właśnie przed chwilą.
Zajrzałam z wypiekami na twarzy do kilku księgarni internetowych i zdębiałam radośnie (tak też można, ze zdziwienia i z radości też :-) - jest epub, można kupić i mobi, i pdf, super!!!!!!!!!!!!!!! Tylko hola, hola, książka papierowa jest tańsza niż wersja pliku na czytnik, niewiele, ale chodzi o zasadę. Jak to możliwe, że plik, który dostanę siecią, nikomu nie będę mogła pożyczyć, nie odsprzedam, nawet polskiej bibliotece nie podaruję, gdybym czystki na półce robiła, jest droższy? A do tego kosztuje prawie 40 złotych? Czyli za 4 pliki zapłaciłabym coś około 150 złotych. Ludzie, czy ja czegoś nie wiem? Rozumiem, że pisarz napisał i musi zarobić, wydawnictwo też, ale więcej niż na egzemplarzu na papierze, z okładką, z kosztami druku i wożenia tego do magazynów i do księgarni (czyli kierowcy, paliwo itp)?

I w ten sposób pan Ćwirlej oddalił się w tempie natychmiastowym, choć mam nadzieję tymczasowym, bo muszę sobie normalnie na niego pieniądze zaoszczędzić. I nawet Empiku winić tym razem nie mogę, bo u nich akurat na ebooku można zaoszczędzić, nie krocie, ale jednak.

Idę się nurzać w otchłani rozpaczy. Jestem strasznie niecierpliwa, wszystko bym chciała już, teraz, zaraz. Muszę się tego oduczyć. 

Okładki książek pana Ryszarda są fantastyczne (te wydane przez WAB)