niedziela, 19 sierpnia 2012

O wizytach na blogu rzecz ta będzie

Miałam zupełnie inny pomysł na dzisiejszego posta, bo chciałam Wam opowiedzieć o moim prywatnym projekcie Łapicki. Ale poczytałam różne wpisy gdzie nie gdzie o wizytach i komentowaniu, o tym, jak to niektórzy są zawiedzeni poziomem komentarzy, o nielubieniu tego czy owego jeśli idzie o ich treść i styl i jakieś ziarno mi dzisiaj w głowie, najpierw się zagnieździło, a potem podczas zmywania naczyń kiełkowało. Może to dlatego, że dużo wody i szorowania było. Jak mój mąż gotuje, to klękajcie narody, smaczne, ale zmywania potem na godzinę (zakładając, że część pójdzie do zmywarki).

Ale ad rem - mój głos w dyskusji będzie taki, pozwólcie, że pojadę Żuławskim średnim, tym od Zośki (on u siebie w felietonach dla TS co chwila pisał, bo a), bo b)...):

a) nie przeszkadzają mi ŻADNE wizyty, ani ŻADNE komentarze. Publikuję wpisy na blogu otwartym i każdy może tu wejść i powiedzieć, co myśli

b) jest jeden wyjątek do punktu 'a' - komentarze chamskie, złośliwe, również te ukrycie złośliwe, które próbują mi wmówić, że w istocie nie są, jedynie ja nie posiadam wystarczająco dużo inteligencji, dystansu i poczucia humoru. Logika zapożyczona od Wojewódzkiego. Te komentarze są czasem anonimowe, czasem nie, ale nieważne czy podpisane czy z określonymi nickami, poznaję po kilku słowach, nie czytam dalej, nie odpowiadam, czasem jak mi się chce, usuwam. Imponuje mi, że znajdują moje słowa tak interesującymi, że poświęcają czas na pisanie komentarzy i jak sami mówią, na wnikliwe czytanie wpisów. Ja, kiedy mi się jakiś blog nie podoba, nie po drodze mi z autorem, po prostu tam nie zaglądam, a  na komentowanie tym bardziej nie miałabym czasu. No, ale żyję swoim życiem i pasjami, innym może nudno. Jak o tym pomyślę wnikliwiej, niech i oni sobie piszą, skoro to jedyna w ich mizernym żywocie rozrywka, uprzedzam jedynie, że nie odpowiadam, nie czytam, czasem jak jakiś dłuższy elaborat i zakładam, że może być toksyczny, usuwam w siną dal. Jeśli są zamieszczane po to, żeby mnie dotknąć, szkoda czasu i atłasu, bo ich treść jest mi obca, gdyż jak już wspomniałam, po prostu nie czytam.

c) jeśli idzie o komentowanie - nie uważam, żebyśmy prowadzili blogi i się na nich odwiedzali po to, żeby spełniać czyjeś oczekiwania i ambicje, co do wizytujących. Kiedy ktoś pisze, że takie czy inne komentarze są nie do przyjęcia ze względu na ich poziom, zaraz czuję, że i ja do wymaganego poziomu pewnie nie dorastam i odechciewa mi się interakcji z innym blogerem, a w konsekwencji, bywania na tym blogu. U mnie możecie pisać, co chcecie, że macie na liście, że chyba nie dla Was, że może kiedyś, że nie znam tej pani.... Kiedyś się zżymałam na takie oświadczenie, szczególnie dotyczące klasyków czy ludzi bardzo uznanych, jak Cybulskiego, Miłosza, Julii Hartwig ostatnio. Ale mi przeszło, bo przemyślałam temat i doszłam do wniosku, że dużo jest ludzi młodych tutaj, a nie ich wina, że się urodzili dużo wcześniej ode mnie. Nie ich również wina, że poziom edukacji i cięcia programu są takie, że nie znają wielu pisarzy czy myślicieli, czy aktorów i kończy się na tym, że nie mają pojęcia, kim był Cybulski czy Łapicki, jak ktoś ostatnio też zauważył. Natomiast jeśli ktoś napisze - nie interesuje mnie i koniec, żadnego merytorycznego argumentu, a uznaje za konieczne napisać coś takiego, to dla innych jest to znak, że chodzi tylko i wyłącznie o reklamowanie siebie, jako innego blogera

d) bywam na blogach dużo młodszych blogerów, gdyż kupując książki do biblioteki dla różnego odbiorcy, również młodszego, ciekawa jestem, co tam w trawie piszczy, ale nie zachwycam się wampirami itp, gdyz już jestem na to za stara, nie komentuję jednak, że nie dla mnie, że nie znam tego pana z zębami na wierzchu, bo po co? Natomiast czasem się włączam do dyskusji, kiedy ktoś bzdury wypisuje o jakiejś książce z klasyki, może nawet wybitnej, a nie widzi nic poza te swoje wampiry, no cóż, jestem tylko człowiekiem i mnie też niekiedy ponosi. Cenię sobie wtedy umiejętność opamiętania.

Kilka razy dyskusja poszła za daleko (na różnych blogach, nie tylko młodych czytelników) i przeprosiliśmy się z interlokutorem za porywczość w dobieraniu argumentów i ich prezentowaniu. Czasem małe słowo 'przepraszam' czyni cuda. Ze wstydem przyznaję, że dwukrotnie nie ode mnie pierwszej ono wyszło. Uczę się sztuki 'wstrzymywania koni', przy moim temperamencie dyskusyjnym i pasji do książek, czasem trudno. Nie od dawna wiadomo, że przepraszam jest czasem najtrudniejszym słowem, ale zachęcam, i siebie, i innych, do używania go częściej i odważniej.

e) pewnie, że wolałabym, żeby notki czytano wnikliwie, ale już takie czasy, ze młodzi szczególnie, nie mają cierpliwości i nie z braku szacunku, ale złego nawyku, czytają początek, trochę środka i koniec. Myślę, że mnie się to rzadko zdarza, żebym wyczuła brak znajomości treści notki, ale inni się na to skarżą często, stąd moje zdanie w tej sprawie - nic na to nie poradzimy.
Nie wymagam, zeby moje blogi czytali tylko chudzi, tylko mądrzy, tylko brunetki, tylko humaniści czytający dużo, tylko czytający kryminały, nie czytający romansów itp. Jeśli chociaż jedna osoba po przeczytaniu moich wrażeń z lektury, sięgnie po autora czy jakąś powieść i się zachwyci, to już jestem szczęśliwa.

f) generalnie, jesli widzę, że moje komentarze gdzie indziej pozostają bez odpowiedzi, nie raz, a taka norma, przestaję bywać, przestaję czytać. Nie chcesz mnie jako czytelnika, ignorujesz, nie ma mnie tam, gdzie nie ma tego, o co chodzi.

Kiedy zaczęłam pisać blogi i czytać innych, byłam prze-szczęśliwa, ze spotykam ludzi kochających książki czy podzielających takie same zainteresowania czy poglądy, a jeśli nie, umiejący o różnicach dyskutować. Nic mi nie przeszkadza, nic nie denerwuje, nie zawracam sobie głowy takimi sprawami. Po prostu czerpię radość z blogowania czego i Wam życzę.
A przez trzy lata, bo niedługo taką rocznicę będę obchodzić, spotkałam dzięki przebywaniu tutaj, wspaniałych, wrażliwych ludzi, których, mimo, że tylko na ekranie, traktuję jak dobrych znajomych, jak blogowe przyjaciółki i przyjaciół i nic mi tego nie odbierze, tym bardziej jeden czy dwa byle jakie komentarze. Zresztą czy w ogóle są byle jakie? - w każdym przypadku ktoś musiał poświęcić czas, żeby je zostawić. Generalnie powiem tak - więcej wyrozumiałości, a jeśli idzie o różnice - ekumenizm blogowy by się nam tu przydał. Pozdrawiam Was wszystkich, jesteście wspaniałym dopełnieniem mojego życia.