wtorek, 30 października 2012

Urodzinowo i świątecznie, a zamiast tortu, Hania pokroiła moje serce

O ludzie, zapomniałam z tego wszystkiego o urodzinach bloga - 25 go października stuknęło nam 3 lata.



Z jednej strony wydaje mi się, że to wieki, a z drugiej - gdzie ten czas zleciał? Pamiętam do tej pory ten dzień, kiedy biedziłam się w kuchni nad szablonem, nad dodawaniem obrazków i tak dalej. Zaczęło się od blox, potem odbiłam na blogspot, ale jednak zostałam też i na blox, bo tam jest wiele dobrych znajomych, których nie chciałam tracić z oczu i nie chciałam im zniknąć, bo wiadomo, co z oczu to z serca.
Nie raz już pisałam, że uwielbiam to moje blogowe życie, blogowe znajomości, Wasze wizyty, moje u Was, to wzajemne napędzanie się na książki. Nie poznałabym Was gdyby nie blog. Życzę nam wszystkim wielu lat razem, trochę egoistycznie, ale co tam, moje urodziny blogowe, to mi wolno. 

A jak już tutaj jestem, opowiem wam o filmie świątecznym, który sobie zapodałam w nadziei na poprawę humoru. Trafiłam jak kulą w płot, jeśli idzie o rozweselanie siebie, ale film dobry. Spłakałam się jak bóbr, aż czkawki dostałam. A mowa o 'Hani' Janusza Kamińskiego.


Płakanie nie umniejsza wartości filmu broń Boże, tylko niech Was choinki i Mikołaje nie zwiodą. To nie będzie komedia romantyczna. Za to refleksyjny film o tym, co przynosi szczęście, że droga do zrozumienia tego bywa czasem bolesna, że trzeba wybaczać, dla samego siebie, bo nienawiść czy żal nas potrafi zatruć. A najbardziej o tym, że czasem traci się właściwą perspektywę i niby jest dobrze, ale życie się rozłazi jak stare gacie z PDT-u
Ten film przeszedł prawie bez echa, a może tylko mnie się tak wydaje? W każdym razie wart uwagi, polecam.