sobota, 8 grudnia 2012

Całe nasze życie podlega KOREKTOM

Czy to mimowolnie się dziejącym, niezależnie od naszego chcenia czy nie-chcenia, czy też wprowadzanym przez nas. Bywa, że to, co wydaje się dramatem dzisiaj, jutro jest już wspomnieniem, czasem smutnym, czasem dającym siłę.
Rodzina też może dać siłę albo wykastrować, dlatego każdy z bohaterów tej książki boryka się z plusami i minusami wynikających z jej posiadania.
Matka, ojciec, dwóch synów i córka, każdy ze swoją odrębną historią i wspólnymi doświadczeniami. Ta powieść to historia upadku rodziny, ale jednocześnie, paradoksalnie jej uzdrowienia, jeśli nie całości, to przynajmniej każdego z jej członków osobno. Trochę na zasadzie - najpierw trzeba zburzyć, żeby od nowa zbudować.

Jonathan Franzen wydał ją w 2001 roku, dwa tygodnie potem runęły wieże w Nowym Jorku. Jak to bywa po tragedii, najpierw był szok,  a potem rozpaczliwe chwytanie się czegoś, co pozwoli wrócić do rutyny dnia codziennego i znowu poczuć się normalnie. Wtedy to właśnie czytelnicy odkryli Franzena i go pokochali. Wcale się nie dziwię, bo już teraz wiem, że tak jak długo będę żyć, a on pisać, będę czytać każdą kolejną jego powieść. Jesteśmy sobie poślubieni, związani węzłem czytelnik-pisarz na dobre i na złe. Nie czytałam jeszcze 'Wolności', ale już 'Korekty' wydają się spełniać wszystkie potrzebne wymogi współczesnego dzieła - powieści przez duże P, Literatury przez duże L, gdybym ją miała na własność, stała by na 'ołtarzyku' książek najlepszych.
Po pierwsze bohaterowie - bardzo wiarygodni, właściwie namacalnie realni, nic wydumanego, przekombinowanego. Ich historia jest momentami tak realistyczna, że aż czuć smród ekskrementów, ale nawet wtedy nie nabieramy do nich obrzydzenia. Czytając kolejne historie, obserwując splątane nici połączeń i naderwane więzy, byłam jednocześnie obserwatorem i uczestnikiem zdarzeń, mogłam ocenić sytuację na chłodno, ale chłodna nie pozostawałam, ta historia dotykała mnie do żywego, jednocześnie dając bezpieczeństwo nietykalności czytelniczej. Po prostu genialnie angażuje czytelnika, obchodzą nas ci ludzie.
Język, fenomenalny, tłumaczenie też, zdarzało mi się zrywać z fotela po przeczytaniu szczególnie celnej frazy, czasem pojedynczego słowa, zazdrość - że też ktoś tak pisze i to nie jestem ja!
Nikt nie opisał lepiej choroby, ułomności, zrzędliwości, nikt tego lepiej nie wytłumaczył, przynajmniej ja się z tym nie spotkałam. 
Jonathan Franzen jest kontynuatorem najwspanialszych tradycji powieści amerykańskiej, jest klasycznie znakomity przy jednoczesnym powiewie świeżości, ale szczerze mówiąc nie potrafię oznaczyć, na czym ta świeżość polega - to tak jakby czytać, jedząc dropsy Cold Ice.
Od pierwszej strony pokochałam go na zabój. Ekstaza mola w czystej postaci. Aż mi słów brak.