wtorek, 12 marca 2013

Niezbędnik obserwatora nieba, a w tle śpiew ptaka

Tak się złożyło, że ostatnimi czasy przechodziłam intensywne szkolenie na oddziale psychiatrycznym. Zawsze się bałam ludzi z zaburzeniami tego typu, spinałam się w ich towarzystwie i wydawało mi się, że nigdy nie pokonam tej niby fobii. Jak widać homeopatyczna metoda leczenia podobnym sprawdza się dobrze i w wypadku takich właśnie lęków, bo jak tylko zaczęłam przebywać na oddziale zamkniętym, miałam okazję obserwować metody pracy z ludźmi podupadającymi na zdrowiu psychicznym, zrozumiałam, że to choroba jak każda inna, a czasem nie tyle choroba, co osłabiona kondycja struktury psychicznej, a takie oddziały są pełne normalnych ludzi, których spotykamy na co dzień na ulicy i nawet nam do głowy nie przyjdzie, że oni czasem potrzebują pomocy tego typu. Ba, różnica między wieloma z nich a nami jest taka, że oni po pomoc się zgłosili, a inni nie widzą takiej potrzeby, chociaż jest wielu, którym by się to przydało. Nie wiedzieć kiedy, strach przez tematem został zastąpiony fascynacją.
Tym bardziej byłam zainteresowana propozycją przeczytania 'Poradnika pozytywnego myślenia', chociaż w pierwszym odruchu strasznie się na to skrzywiłam. Obejrzałam jednak trailer i stwierdziłam, że warto spróbować, bo to jest chyba to, co mnie akurat teraz bardzo zainteresuje.

Filmu nie widziałam i dobrze, w ogóle niewiele o tej historii słyszałam poza tym, że film był nominowany do Oskara w kilku kategoriach. Będę więc wypowiadać się tylko i wyłącznie o powieści.

TO NIE JEST KOLEJNA KOMEDIA ROMANTYCZNA

Oczywiście jest chłopak, jest dziewczyna, tragiczna historia i żmudne wychodzenie na powierzchnię, ale nie ma to wszystko żadnych znamion 'żyli długo i szczęśliwie', chociaż niesie w sobie wiele optymizmu i nadziei na dobre zakończenie. Po drodze jest trochę tak, jakby człowiek skoczył na głęboką wodę z za dużej wysokości, skutkiem czego wpadł za głęboko i wynurzanie się jest żmudne, trudne, wykańczające fizycznie, aż do wymiotów i krwi z nosa, kiedy wreszcie człowiek znajdzie się na powierzchni. Taką drogę musiał przejść główny bohater.
Dzieje się czasem w życiu tak, że konstrukcja psychiczna chociaż w sumie mocna, jednak nie wytrzymuje i misternie budowane rusztowanie się zawala. Wiadomo, że rozpad idzie migiem, budowanie od nowa trwa długo. Jesteśmy świadkami takiego stawiania rusztowania na nowo, główny bohater zostaje przywieziony do domu przez matkę i zaczyna terapię na wolności (wcześniej przebywał w zamkniętym ośrodku dla psychicznie chorych). Matka ma wiele miłości, zrozumienia i jest zdeterminowana na sukces, ojciec wręcz odwrotnie. To jest właśnie najlepszy przykład zaburzenia u człowieka, który nie widzi, ze potrzebuje pomocy, skutek jest taki, ze wszyscy, którzy z nim żyją, mają przechlapane. Oczywiście to nie pomaga w poprawieniu kondycji syna. Na szczęście jest rodzina i przyjaciele, a na horyzoncie pojawia się jeszcze ktoś - siostra żony przyjaciela - Tiffany. Kolokwialnie mówiąc, równie rąbnięta jak główny bohater, ale dzięki temu rozumie go lepiej i wie, jak do niego dotrzeć. 
Powieść jest napisana jak dziennik głównego bohatera, którego prowadzenie czasem pomaga w terapii. Opisuje wszystko tak, jak to widzi on, poprzez pryzmat swojej choroby i tego, co pamięta, a co nie. Rozbawiła mnie jego fobia na Kenny'ego G i utwór Songbird, gdyż akurat byłam w USA, kiedy ten saksofonista sopranowy był niezwykle popularny i album z tym właśnie utworem był na topie. Setki tysięcy ludzi rozpływało się na dźwięk tej melodii, uznana była za niezwykle romantyczną; no, ale jest wyjaśnione w powieści, dlaczego to właśnie te dźwięki budzą agresję u Pata. 



Nie potrafię powiedzieć, co dokładnie mnie w tej powieści urzekło, bo nie ma tam dramatycznych zwrotów akcji, fajerwerków i świata złożonego ze stu charakterów. Jest natomiast rodzina i przyjaciele i człowiek, któremu kibicujemy, chociaż gdyby przyszło nam się z nim przyjaźnić, byłaby to niezwykle wymagająca znajomość. Jest radość z pojedynczych dobrych chwil i siła do tego, żeby stawiać czoła momentom złym i z tego chyba czytelnik czerpie siłę i obiecany w tytule optymizm.

Życie generalnie jest niezwykle trudne i wszystkim może się zdarzyć taka obsuwa jak u głównego bohatera. Wszystkim bez wyjątku. Sztuka w tym, żeby mieć siłę wypłynąć na powierzchnię, mimo za głębokiej wody, i żeby mieć wokół ludzi, którzy swoje osobiste lęki przed nieobliczalnością osoby zaburzonej psychicznie, postawili niżej od przyjaźni czy miłości.


Czyta się tak, że wprost trudno ją odłożyć, polecam!