poniedziałek, 22 kwietnia 2013

O kant tyłka potłuc akcje, kiedy znikąd pomocy

Czytanie pod chmurką, pięć minut dla książki, cała Polska czyta dzieciom - to nic nie da.

Taka prawda. Dziwimy się, że czytelnictwo spada, że więcej niż połowa Polaków nie miała w ręku książki w zeszłym roku, a z pozostałej połowy może mieli jedną - 50 twarzy Greya jak znam życie. I w tym roku będą mieli dwie, czyli dwieście procent normy - kolejne dwa tomy o twarzowym kochasiu trzeba przecież doczytać.
Szukamy winnych, że dom, że szkoła, że lektury do niczego, że za drogie książki. Sraty-taty. Książki są w bibliotekach, jak ktoś jest molem książkowym, to sobie butów odmówi, a książkę kupi. W końcu nie ma takiej biedy, jak to bywało kiedyś, a wtedy czytało się więcej.
Jest telewizja, jest internet - powiecie, młodzież woli kulturę obrazkowa, nie ma cierpliwości skupić się na dłuższym tekście... No to cała Polska czyta dzieciom, to ma coś zmienić.
Pewnie, te wszystkie 'ruchy w rajstopach' pozwalają jakoś książce utrzymywać nos ponad powierzchnią wody, ale i tak czarno to widzą eksperci od tego sektora.

Od jakiegoś czasu, mając na uwadze te wszystkie argumenty prowadzę 'badania w terenie', czyli tropię ślady książki w mediach i albo Siuks ze mnie marny, albo marnie z tymi śladami.
Od razu pomijam programy typu Xięgarnia, Hala Odlotów, Sztuka czytania, Hurtownia książek - one są dla niszowej grupy robione, albo nocą puszczane, ale kiedy nikogo nie ma w domu, albo mówią tam takim językiem, że może ze 2 procent ludzi to rozumie. Taka prawda. Robi się tam z książki i czytelnictwa zajęcie dla wybranych, nielicznych, inteligencji, ale też takiej z podziemia. Marynarki tweedowe, swetry na drutach półsłupami, albo pulowerki w serki i spróbujmy użyć jak najwięcej wyrazów ze słownika Kopalińskiego w jednym zdaniu. I wszyscy w okularach, oczy 'zjedli' czytając.
Żeby było jasne - nie krytykuję, próbuję na to spojrzeć oczami statystycznego Kowalskiego czy Kwiatkowskiej. Uwielbiam Halę Odlotów, oglądam z nabożeństwem każdy odcinek (nie tylko o książkach tam mówią), zresztą każdy program o literaturze śledzę. Po ciekawym odcinku staram się zachęcać do obejrzenia powtórki, mozolnie lajkuję, udostępniam i rozpowiadam, ale wiem, że to i tak interesuje nielicznych.
Telewizja ma moc. Może wypromować piosenkarza bez poczucia rytmu, to książki by nie dała rady? A lokowanie produktu, wiem płacą za reklamę, ale skoro tak się wszyscy martwią poziomem czytelnictwa, nie można by za darmo, pro publico bono, lokować książki w programach telewizyjnych i serialach?
Wspomniane 'badania w terenie' obejmowały uważne śledzenie różnych produkcji i wyławianie obecności książki, jako czegoś zwykłego, używanego codziennie do czytania (podkreślam, bo można by jako podpórki lub podkładki pod garnek). Nie ma. Gdyby to łowienie dotyczyło ryb na obiad, z głodu bym zdechła w imię kultury.
Ani 'Klan', ani 'Barwy szczęścia', 'M jak Miłość', 'Na Wspólnej' (kilka gdzieś tam w tle między wazonikami) 'Przyjaciółki', 'Ojciec Mateusz' (poza brewiarzem), 'Komisarz Alex', Agata co ma prawo, Lekarze, Na dobre i na złe, wszystko co tam w programie teraz jest - z lupą oglądałam i nigdzie żadnej biblioteczki, bohatera odpoczywającego przy książce, czytającego w kawiarni w oczekiwaniu na koleżankę czy chłopaka, ludzi w autobusie z książką, na ławce z książką, u żadnej dziewczyny w torebce książki - nie ma. Książka została wyrugowana z codzienności telewizyjnej. W serialu Przepis na życie było, o 'W poszukiwaniu straconego czasu' i 'Ulissesie', ale potem się okazało, że to taki kawał, facet sobie z jednej babki jaja robił, a ona durna czytała to wszystko, żeby mu zaimponować. No pewnie, co za pomysł przeczytać książkę! Do garów! Ewentualnie podziwiać faceta.
A jak Magda Gessler wylądowała kiedyś w restauracji, gdzie książki stanowiły tło dla serwowanych dań, nie mogła opanować wyrazu niesmaku na taki wystrój, natychmiast skrytykowała.
Raz przeczytałam w prasie, że będzie serial o młodych ludziach, którzy otworzyli razem księgarnię. Napaliłam się jak budowlaniec Radomskich, a jak przyszło co do czego, to o książkach i księgarni tam najmniej było, głównie ekspres do kawy pokazywali, poza tym oczywiście 'o życiu, a rano zrobimy jajecznicę' - szybko zdjęli z anteny. Dobrze im tak, ludzi tak w konia robić.
Programy poranne - czasem, przy okazji promocji książki, można zobaczyć pisarza. Raz w tygodniu Anna Dziewit Meller opowiada o nowościach w Dzień Dobry TVN, ale na kanapę nie zaproszą pisarza. Modelki, piosenkarzy, aktorów zapraszają. Sportowcy proszę bardzo, z fanfarami. Panie robiące na drutach i szyjące poduszki, fryzjerzy, kreatorzy mody oczywiście. Prezenterów radiowych ewentualnie też. Byli i obecni mężowie, porzucone żony, niekochane córki - wszyscy mają zawody dalekie od pisania. Czasami dziennikarka jest. A dlaczego pisarka czy pisarz nie mogliby przyjść i pogadać o swoim dzieciństwie, o wyborze samochodu, o chodzeniu na obcasach, nawet dwa razy w tygodniu. I nie w koło Macieju Grochola i Kalicińska, skądinąd świetne babki, ale przecież nie jedyne pisarki, ale więcej i z różnej półki. Dla jednych prof. Mikołejko i Pilch, dla innych Zaczyńska, Ulatowska czy wspomniana Grochola. A może Miłoszewski i Wroński. A jak o Paryżu w lecie to może Gutowską-Adamczyk z Martą Orzeszyną zaprosić, a nie tancerza, co tam właśnie brylował. Mamy wielu pisarzy w Polsce, w innych krajach się ich hołubi, zaprasza, wypytuje, w radio chociażby telefonicznie, a u nas rajdowiec, hodowca koni, skrzywdzony prezenter, porzucona żona Ibisza są gwiazdami. Wiecznie ci sami do tego.
Czasem zapraszana gwiazda przyznaje, że napisała książkę i wtedy jest to tak dziwne, jakby puściła bąka w towarzystwie. Do tego się kryguje, że może nie jakiś cud miód, ale za to szczerze. Jakby to wstydliwa przypadłość była.
Prasa o książkach trudna do kupienia, sama tego doświadczam, kiedy spędzam tydzień w Polsce i chcę wszystko na raz skompletować. Albo proszę kogoś o zakup w kraju i dostaję doniesienia z placu boju - byłam w empiku, Matrasie i nie ma, ale jeszcze lecę na dworzec, bo tam podobno dobry kiosk i pan Kazimierz ma wszystko. Nawet raz dzwoniłam do Agory, żeby mi Pani z działu dystrybucji powiedziała, gdzie kupić w takiej jednej małej miejscowości, bo koleżanki matka z balkonikiem po mieście posuwa i nigdzie nie ma, a wrócić do domu z pustymi rękami nie chce, bo się podjęła zakupu. Mission impossible cholera.
Kochani, chodzi mi o to, żeby książka nie była dla wybranych, tylko dla mądrych, tylko dla uczonych, żeby zauważyć, że są też panie kucharki, które zaczytują się w Sadze Ludzi Lodu, stolarze, którzy lubią Cobena, kierowcy zachwyceni nowym Krajewskim, zwykłe kobiety, które czytają powieści obyczajowe i żeby nie wpędzać tych ludzi w poczucie winy i że są czytelniczymi diskopolowcami. Żeby pisarze byli obecni w naszym życiu, książki równie często pokazywane jak kolejne modele komórek. Niech serialowe domy zostaną wyposażone w biblioteczki, Mostowiakowa poleca sklepowej nową powieść Michalak, niech facet wspomni, że nowy Pilch wymiata, niech ktoś się zachwyci biografią Kaliny Jędrusik, a dziecko idzie z ojcem za rękę i ma pod pachą bajki pana Perraulta. Przywróćcie książkę polskiej codzienności, wy - twórcy seriali, filmów, programów i reklam. Czytanie jak na razie zeszło do podziemia i to tak głęboko, że tylko blogerzy się podniecają kolejnymi wydawnictwami. Blogerzy - wyśmiewani przez prawdziwych krytyków, ale to oni właśnie dostają gorączki na wieść o Kronosie Gombrowicza, skrzykują się na targi, spotykają się przy wymiankach, zawzięcie dyskutują mailowo.
Ludziom czasem trzeba wskazać, jak żyć. Jeśli telewizja wywaliła ze swojej świadomości czytanie i książki, to jak można się spodziewać, że kolejne pokolenia będą po nie sięgać?
O i tak sobie pomstuję z okazji Międzynarodowego Dnia Książki.