środa, 8 maja 2013

Dobry film widziałam. A momenty były?



Powinnam pisać felieton, w takich wypadkach zawsze się zawieszam na chwilę. Koncentruję przez dekoncentrację. Niby się rozpraszam, rozbijam na setki kawałków, moja uwaga dryfuje w sto stron, a potem zbieram się do kupy, siadam i piszę.
Ale zanim...
Ostatnio Ale Kino+ przejęło wiele filmów po nieistniejącym już kanale Wojna i Pokój, tak mniemam, bo nagle dużo rosyjskich wyświetlają. Postanowiłam sprawdzić, czy przypadkiem nie ma czegoś w tym stylu. I wpadłam na sam początek, napisy dosłownie, polskiego filmu z 1962 roku - 'Jutro premiera' w reż. J.Morgensterna, który napisał też scenariusz wraz z Jerzym Jurandotem (mężem Stefanii Grodzieńskiej) – co jak co, ale ten ostatni szczególnie wiedział, co się w teatrach dzieje.
Nie znam tego filmu, nie widziałam wcześniej, nawet o nim nie słyszałam!!! W to mi graj, zasiadłam, ukwoczyłam się na fotelu i wpadłam w tę historię jakby mi się noga w Kanionie Kolorado obsunęła. Kanion mam w domu, bo jestem w trakcie załamywania się, że nie jadę na targi książki do Warszawy.
W roli głównej Holoubek jako początkujący dramaturg, który ma nadzieje wystawić sztukę w teatrze Studio. Udaje się tam porozmawiać z dyrektorem, którego gra Bardini (uwielbiam, ale wiadomo, Bardini zawsze gra siebie, czyli mentora, dyrektora, nauczyciela, profesora, zawsze stary i mądry, nawet jak był młodszy), zapytać czy ten przeczytał już jego sztukę i czy jest zainteresowany ją wystawić. I dzieje się. Akcja osadzona w teatrze, ściśle w kręgu artystycznym, ale są i takie smaczki, jak wszystko-ważna-wiedząca-widząca-pomocna pani bufetowa z teatralnego zakątka kawiarnianego, suflerka ze swoim składanym stołeczkiem i wiecznym brakiem 'grzybka' oświetlającego skrypt sztuki, czy też technik, który wiecznie nie ma wiadra gotowego na czas. Najwspanialsze są momenty prawdziwe, takie jak te z Klubu literata, gdzie przysięgłabym siedział i miał małą kwestię Tyrmand, albo słynna Kawiarnia Honoratka, gdzie też można było spotkać aktorów (vis a vis teatru).
Pokazany jest proces próbowania sztuki, prywatne życie artystów głównie przez pryzmat teatru. Najbardziej uśmiałam się z siebie, kiedy po scenie w domu scenografa i kostiumografa w jednym - gdzie tenże szykuje się do wyjścia z projektami do nowej sztuki, a w tle fika młody Janczar, w majtkach i krótkim szlafroczku, który mówi, że jest początkujący, sfrustrowany, że nawet na papierosy dostaje od starszego - od razu założyłam, że to partner-kochanek podstarzałego artysty, promujący młodszego w zamian za seks. Do czasu, kiedy starszy w gabinecie dyrektora, po zachwalaniu tego młodego wspomniał, że to jego syn. Wybuchłam śmiechem, jakże my skrzywieni jesteśmy tym wszechobecnym gejostwem teraz, do łba mi nie przyszło, że ten młodzian żyje z ojcem, bo nie ma dochodu, za oczywiste uznałam, że to homoseksualny związek, tak przecież częsty w środowisku artystycznym. Ale czy to nie stereotyp? Czy w artystycznym częściej niż gdzie indziej? Może tam się łatwiej do tego przyznają? Nie o to chodzi w tym wpisie, ale oczywiście podryfowała moja uwaga natychmiast w tym kierunku. Nic nie mam do gejów, żeby było jasne.
Oglądałam sobie te zmagania, ze sztuką najmniej mają wspólnego, za to dużo powiązań interpersonalnych, tych wszystkich małych-dużych-seksem zaprawionych zależności,  ale i zwykłych małostkowych, jakże nam teraz znanych postaw ludzkich. Świetna scena, kiedy autor idzie pochwalić się sukcesem, jak to koledzy unieśli? I w gabinecie dyrektora świetne quoty, kiedy mowa o młodych zdolnych (czy ktoś kiedykolwiek słyszał, żeby powiedzieć – on jest taki nieutalentowany młody? – Bardini podsumowuje – oni wszyscy są utalentowani, jak to młodzi*) albo o te, jak dyrektor wymienia, jakich protegowanych nie lubi najbardziej – piszące żony literatów, utalentowane aktorki znajome reżyserom itp. – czyż to nie jest nadal aktualne?  Ten film w ogóle się nie zestarzał. Oczywiście widać, że moda inna, że część aktorów już od nas odeszło, ale jakże to wszystko, co tam się dzieje, uniwersalne.
A Kalina Jędrusik jak zwykle nietuzinkowa. W ogóle obsada świetna, włącznie z nieznaną mi starszą aktorką Ireną Malkiewicz.
Wspaniały poranek, muszę wyczekać powtórki, bo na szczęście Ale Kino+ powtarza kilka razy o różnych porach, i sobie to nagrać. Na pewno będę do tego filmu wracać. No i muszę zobaczyć dokładnie jak wygląda Tyrmand i się przekonać, czy to faktycznie on w kawiarni się wypowiada na początku filmu.
Cały film można obejrzeć TU