sobota, 5 lipca 2014

Czerwona księżniczka

Bardzo byłam ciekawa tej książki. Pamiętacie może, jak mi ją pan we Wrzeniu świata z wyższych półek zwlekał? Wtedy jej nie kupiłam ze względu na rozmiary i ograniczenia bagażu podręcznego, ale jakiś czas potem udało mi się ją kupić do biblioteki i voila.
Warto było się tak uganiać za tą pozycją? Dlaczego się tak uparłam?
Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi - TAK.
Uparłam się, bo pamiętam z dawnych czasów legendę jaką była owiana Ariadna Gierek-Łapińska. Opowieści, jak to wzrok ludziom przywracała. O tym, że gdzieś tam na Śląsku jest kobieta, która cudów dokonuje w leczeniu wad wzroku i innych schorzeń oczu.
I o tym pośrednio jest ta książka.
Ale nie tylko.
Bo widzicie, słynna lekarka najpierw weszła na sam szczyt, zawodowy, towarzyski, w hierarchii społecznej, pod każdym względem, a potem się z niego spektakularnie stoczyła, na oczach całej Polski, wymachując bielizną, poszła na dno. Całkiem niezrozumiała dla mnie sytuacja, stąd to zainteresowanie książką.
Judyta Watoła i Dariusz Korotko też pewnie byli zafascynowani postacią pani profesor, skoro podjęli ten temat. Oddali głos wszystkim - i jej samej, współpracownikom, pacjentom, rodzinie. Nie ma tam plotek, nie ma magla, każda ze stron ma szansę się wypowiedzieć, a do czytelnika należy ocena. Podoba mi się to.
Tylko, czy można z perspektywy dzisiejszych czasów oceniać lekarkę, która zaczynała i największe triumfy zawodowe odnosiła w czasach głębokiej komuny? Oczywiście wszyscy uważają, ze wszystko zawdzięcza rodzinie i sławnemu, wpływowemu teściowi, ale przecież sami wiemy, że czasem to pomaga, a czasem wręcz przeciwnie, a jak to się wszystko rozsypało, to już na pewno nie było plusem dodatnim, jak mawiali w przemówieniach panowie w tamtych czasach. Poza tym zawiść ludzka jest tym większa im ktoś wyżej zaszedł, więc też nie jest łatwo.
Inna rzecz to charakter bohaterki, której daleko było do spolegliwej osóbki. I to ją pewnie tak wciągnęło na szczyt, ale jak mówię, na szczycie przeważnie jest zimno, wietrznie i pusto. Nie ma czego zazdrościć w wielu przypadkach.
Stąd pewnie i kłopoty z alkoholem, doły psychiczne.
Jest to niezwykle ciekawe studium człowieka niejednoznacznego, umykającego ocenie, trudnego do zaklasyfikowania.
Czyta się świetnie, do tego dużo zdjęć. Uderzające, jak podobna do Adama Gierka (jednocześnie do sławnego dziadka Edwarda też, bo Adam to skóra zdjęta z ojca) jest jego córka, właściwie wygląda jak Gierek w długich włosach. Silne geny.
Adam Gierek od czasu do czasu wypływa w polityce, niedawno chyba kandydował do parlamentu europejskiego. No, ale w tym kontekście nie jest on ważny, bo nie utrzymywał z żoną, ani córką, kontaktów po rozwodzie.
Życie Ariadny Gierek-Łapińskiej było pełne wzlotów i upadków, wspaniałe i czasem smutne, tak jak nas wszystkich, tyle, ze ona przy okazji była ważna dla tysięcy pacjentów. O tym nie można zapomnieć. Może współpracownicy mieli do niej jakieś żale, ale ona dużo wywalczyła dla kliniki, lubiła leczyć ludzi. A, że przy okazji była nietuzinkowa, lubiła dobrze się ubrać, dobrze pachnieć, była zawsze 'zrobiona', dla jednych było wyrazem zadbania, dla innych noszenia wysoko nosa (w tych szarych czasach szczególnie), dla jeszcze innych fanaberią. Na pewno była wielobarwna i to w tej książce widać.
Polecam.

Autorzy "Czerwonej księżniczki": Judyta Watoła (z lewej) i Dariusz Kortko z bohaterką swojej książki prof. Ariadną Gierek-Łapińską (w środku). - Powiedziała nam: Napisaliście prawdę, nie mam o nic pretensji - podkreśla Kortko. (fot. Bartłomiej Barczyk) - zdjęcie pochodzi ze strony Poranny.pl