sobota, 22 marca 2014

"Kto kupi szereg, kto kupi rząd, kto kupi jedności front?" - czyli bardzo osobista opowieść o STS'ie

Od kilku dni zachodzę w głowę, jak Wam o tej książce opowiedzieć. Bardzo chciałabym zachęcić, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że wiele z Was powie - nie słyszałam, nie znam tego pana, nic o tym nie wiem, nie interesuje mnie to. Z tego powodu smutno mi niezmiernie, bo to nie tyle świadczy o tym, jak jestem stara, chociaż też, ale głównie o tym, że w pogoni za nowościami, których teraz tak dużo, zapominamy albo nie mamy czasu na to, co było kiedyś, z czego wyrastali późniejsi samodzielni twórcy, tacy jak Osiecka czy Stanisław Tym. 
STS - dla mnie nazwa legenda, słyszałam, ale nie widziałam, z wiadomych względów nie było mi dane, albowiem Studencki Teatr Satyryków zaczął działać w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. 
Jarosław Abramow Newerly opisuje pierwsze lata działania tej grupy. Syn Igora, autora między innymi Chłopca z Salskich Stepów, Pamiątki z Celulozy, Archipelagu ludzi odzyskanych,  niezwykle popularnego po wojnie w Polsce, młodemu Jarkowi trudno było znaleźć swoje miejsce w życiu w cieniu takiego ojca. Próbował różnych rzeczy, myślał, żeby zostać aktorem, skończyło się na tym, że zaczął studia polonistyczne. W tym czasie z grupą przyjaciół zaczął tworzyć STS właśnie. Filarami tej grupy byli również Andrzej Jarecki, Jerzy Markuszewski, Andrzej Drawicz i kilku innych. Były to niezwykle trudne czasy, mówić Wam tego nie trzeba, pozorne odwilże, potem nagłe 'branie za mordę' ('56), znowu poluzowanie smyczy i tak w kółko. Raz władza chciała pokazać ludzkie oblicze, raz kły. Młodzi w tym wszystkim, jak to młodzi, robili swoje, trochę butnie, trochę bezczelnie, pchali się do przodu. Raz im się udawało, raz nie, ale tej grupie akurat, myślę, że się tego nie spodziewali, udało się stworzyć miejsce legendarne, jedyne w swoim rodzaju, z którym współpracowało wielu potem wybitnych aktorów, muzyków czy pisarzy. Od mnogości nazwisk ludzi znanych potem bardzo, a wtedy dopiero początkujących, może zakręcić się w głowie. Miałam dreszcze, kiedy mowa była o Oldze Lipińskiej, Zbigniewie Cybulskim, Kobieli, Zapasiewiczu, Markuszewskim, Krystynie Sienkiewicz, Zofii Merle i innych. 
To nie jest sucha monografia STS-u, to są zapiski osobiste Jarosława, zresztą ich trzecia część po Lwach z mojego podwórka i Lwach wyzwolonych (o czym dowiedziałam się później). Dzięki temu, że jest to raczej pamiętnik, ta książka oddaje wspaniale atmosferę tamtych lat, podaje na tacy wiele delicji w postaci anegdot, tekstów, nie wszystkim znanych faktów. Nie tylko o grupie satyrycznej tam jest, ale i o filmach kręconych w tamtych czasach, o oficjelach na wysokich stołkach, o reżyserach i aktorach, którzy najpierw byli młodymi szczawiami po szkole lub wręcz kolegami z licealnej ławy. Albo znajomymi ojca przychodzącymi do domu rodzinnego na pogaduchy. 
Cóż za opowieść o czasach, które minęły. Uśmiałam się nie raz, kiedy autor opisywał swoje podboje miłosne, nie zawsze mu wychodziło, za nic nie chciał, żeby dziewczyna 'zrobiła z niego wała' jak sam mówił, ale cóż, zdarzało się. Albo jak pisze o swoich 'pracujących wakacjach' podczas kręcenia Pamiątki z Celulozy, spotkaniu z malarzem o nazwisku Byk, który potem okazał się innego nazwiska, bardzo potem znany, również ze swoich podbojów, ale Wam nie powiem, może Was to zachęci do poczytania. 
Przyznał się do różnych słabostek, pomyłek, jak na przykład do tego, że nie poznał się na talencie Cybulskiego i Kobieli, na ich pomyśle na teatr Bim Bom i jak zaskoczył go ich sukces. W ogóle czasem pisał o kimś trochę z góry, żeby zaraz potem przyznać, że na wyrost, na przykład Jerzy Dobrowolski przez niego wzgardzony, świetnie się odnalazł na estradzie. Hłasko przewija się prawie przez całe zapiski, najpierw jako nikomu nieznany młody chłopak z ciekawą i dziwną przeszłością robociarza, któremu ojciec Jarosława pomaga, do tego stopnia, że pożycza mu, wtedy skarb - maszynę do pisania, której to nie zaoferował piszącemu już wtedy Jarosławowi. Czyli szpila zazdrości. Ale musiał przyznać, że był utalentowany ten skurczybyk o twarzy łobuza. 
Tu jest tyle nitek, tyle fajnych tropów, że aż korci, żeby sięgać dalej, po wspomnienia innych ludzi. Dlatego już wygrzebałam z czeluści regałów Zapiski scenarzysty Stawińskiego i Szpetnych czterdziestoletnich Osieckiej, kupiłam na Allegro Wczasy pod lupą Andrzeja Drawicza, książkę o Hłasce, szukam więcej pozycji i ciągle coś znajduję. 
Nie wiedziałam, że STS obchodzi w tym roku jubileusz, ta lektura to był przypadek, ale dzięki temu audycja Teresy Drozdy w Strefie Kultury o tej grupie własnie, miała dla mnie drugie i trzecie dno, słuchałam o zdarzeniach, tytułach, ludziach, których właśnie 'poznałam' z książki Newerlego. Cóż za przeżycie, normalnie machina czasu. Jeśli jesteście zainteresowani zajrzyjcie pod ten link na stronie RDC PODCAST STREFY KULTURY Ryszard Pracz i Lech Śliwonik o STS

Szukając w sieci informacji związanej z tą książką, natrafiłam na etiudę filmową Agnieszki Osieckiej o STS, kilka minut, a oddaje świetnie atmosferę i ducha. Wzruszyłam się bardzo.
Patrzcie na te dziewczyny w fajnych kieckach, na młodą Czyżewską, na tych chłopaków, z których wielu już nie ma między nami. 
Zachęcam Was do lektury czy odsłuchania audiobooka, świetnie czyta Marek Lelek. Chciałabym go częściej słyszeć w książkach.
A ja po przerwie na Bezcennego, wracam do słuchania poprzednich Lwich części Jarosława Newerlego. Obejrzę pewnie też filmy, o których wspomina, bo mam już na nie zupełnie inne oko. 
Tak się cieszę, że natrafiłam na tę pozycję. 
Czasami myślę, że mimo, że tamte czasy były trudne, chyba chciałabym w nich żyć. 

 
Agnieszka Osiecka i Jarosław Abramow-Newerly 1963 rok (zdjęcie pochodzi ze strony http://www.sukcesmagazyn.pl/artykul/827141.html?print=tak&p=0)