poniedziałek, 5 maja 2014

Przekleństwo ostatniego tomu

Nie jestem dobra w czytaniu wielotomowych serii. Na pewno nie umiem ich czytać jednym ciągiem. No, ale są takie, które lepiej by było zaliczyć à la longue, szczególnie sagi rodzinne, bo człowiek jednak zapomina co i jak, kto z kim i dlaczego jeden z drugim nie rozmawia.
Cukiernia pod Amorem Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk bardzo mi się podobała, w swoim gatunku świetna. Nie podobna było ominąć spin off tej sagi, przeczytałam już tom pierwszy Podróży do miasta świateł, pora była na tom drugi


A że lato raczej sprzyja przebywaniu na zewnątrz, ostatnio też dużo przemieszczam się samochodem, egzemplarz papierowy jest rozchwytywany w bibliotece (właściwie na półce nie stoi), postanowiłam zaopatrzyć się w audiobook.
Pewnie już zauważyliście, że uwielbiam czytać uszami. Zawsze mam jedną książkę na tapecie do pochłonięcia właśnie tak. 
Obiecałam sobie, że jeśli kiedykolwiek trafi mi się książka audio czytana przez panią Annę Dereszowską, albo zrezygnuję, albo zaopatrzę się w Persen forte. 
Niestety czyta ona z nieznośną dla mnie manierą, staromodną emfazą, jęczy, głos modeluje jak gwiazda kina przedwojennego, dla mnie jest to nie do zniesienia. Przeszkadza bardzo. Już miałam to przy Carycy i tomie pierwszym Róży z Wolskich, teraz tylko się upewniłam, że nam z panią Anną nie po drodze w tej kwestii. 
Miałam momenty, że prosiłam - Boże, niech ona trochę popuści, bo ciekawa jestem co dalej, ale chyba to w diabły wyłączę. Paradoksalnie najlepiej się słuchało, kiedy pani Dereszowska była podziębiona i miała lekko przytkany nos, nie mogła tak szarżować i wtedy to było znośnie. 

Jeśli idzie o samą powieść, pani Gutowska Adamczyk przyzwyczaiła nas do tego, że jest po prostu dobra. Nikt się nie zawiedzie. Poznajemy dalsze losy Rose czy Róży, co się działo po śmierci jej ukochanego, nie chcę zdradzać, bo streszczenie odebrałoby Wam całą przyjemność śledzenia jej losów. 
Nadal są dwa plany czasowe, czyli Francja przełomu XIX i XX wieku, oraz Polska i Francja współcześnie. Po zakończeniu tej dwutomowej opowieści dochodzę do wniosku, że ten drugi plan i historia Niny, nie miała żadnego znaczenia, nie była tak ciekawa jak się na początku spodziewałam i w sumie mogłoby jej nie być. Natomiast część z przeszłości bardzo mi się podobała i najchętniej wracałam właśnie do niej. Jak to u tej pisarki dużo ciekawych i poznawczych szczególików i faktów dotyczących obyczajów, samej Francji, strojów i tym podobnych rzeczy, czyli współpraca z Martą Orzeszyną, z którą autorka konsultowała te sprawy, przyniosła fantastyczny efekt. 
Trochę mnie męczyły drobiazgowo opisywane nazwy ulic, gdzie co się znajduje i którędy tam dojść. Nie znam języka i nawarstwienie tego w tekście powodowało, że albo się gubiłam, albo niecierpliwiłam, nigdy nie byłam zwolenniczką powieści 'kartograficznych', nie miałam ambicji podążać śladami bohaterki, kiedy w Paryżu, może to stąd. Pewnie są tacy, którzy to niezwykle cenią w powieściach.
A może problem tkwi w tym, że z ostatnim tomem u mnie jest tak, że wiem, że to się coś kończy (wreszcie, bo jak pisałam nie lubię jednak historii wychodzących poza 3 tomy maks), więc pojawia się u mnie niecierpliwość, byle do końca, byle się dowiedzieć. A to znowu szkodzi czytaniu uważnemu.

Podsumowując cieszę się, że przeczytałam, że znam koniec tej dawnej historii. Czekam na kolejną powieść Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, bo jest to jedna z tych autorek, których czytam wszystko, co napiszą. Jeśli się nawet czegoś tam czepiłam, to i tak po prostu wiadomo, że to solidnie napisana powieść i nikogo nie pozostawi z niedosytem.