sobota, 17 maja 2014

Magnolia - niby drzewo jak to drzewo, a jednak nie. Festiwalowe czytanie.

Będę szczera jak pole - zobaczyłam opis, że ucieczka, że w głuszę, że pensjonat, tyle, że facet, a nie babka i mnie zemdliło?
Znowu?
Ileż można domków, hoteli, ucieczek, tajemnic, jeszcze kufer z listami znajdzie i w ogóle się pochoruję.
Skąd u nas taka mała fantazja, że jak jedna się rozwodzi i ucieka, to zaraz cały tabun za nią? Już innych tematów nie ma?
Jakoś nie zaobserwowałam tego na Zachodzie, żeby wszyscy o tym samym pisali.
Tak sobie utyskiwałam pod nosem.
No, ale panie u mnie w bibliotece zachwycone autorką, wszystkie jej książki mamy i są rozchwytywane. Kupuję, bo mają wzięcie, ale nigdy żadnej tej autorki nie czytałam.
Dzięki festiwalowemu zadaniu, okazało się, że książka może i opis ma taki, jak inne, ale jednak udało się autorce przedstawić temat w sposób nietuzinkowy.
I to nawet nie chodzi o to, że jakoś tak specjalnie inaczej, ale po jej przeczytaniu, wrażenie cuzamen do kupy jest takie, że warto było, ba, ten świat mi pasuje, chciałabym tam wrócić, dlatego zasadzam się na drugą część, która wychodzi na dniach.

W pierwszym tomie Magnolii historia opowiada o facecie, któremu się świat wali, nie dość, że zdrowie mu szwankuje, co go dyskwalifikuje z zawodu pilota,  to i żona odchodzi i do tego chyba ma rację. Nic nie jest tak, jak powinno. Tu dla mnie trochę nierealne, ale może faktycznie ludzie tak robią, że koleś sprzedaje wszystko i jedzie przed siebie, wybierając drogę losowo. A jak już trafia w Bieszczady na pewną stację, okazuje się, że jest do kupienia pensjonat Magnolia.
I tu już miałam gorzko w gardle, myślałam, nie dam rady.
Ale w tym momencie dopiero się zaczęło dziać, i do dobrze dziać. W sensie ciekawie i już się oderwać nie mogłam.
W Magnolii bowiem spotkałam świetne babki, Czesię, zarządzającą kucharkę uwielbiającą szybką jazdę jeepem, Małgorzatę, która przychodzi na kawę dwa razy dziennie i czyta gazety przeterminowane o tydzień lub dwa (całkiem tak ja jak i jak ja podnieca się starymi aferami :-)
Dojeżdża do nich Doris, bardzo barwna postać, rowerem przybywają jeszcze dwie postacie - nastoletnia maniaczka książek i młoda żona starszego, na dodatek sparaliżowanego męża, bywa też pewien mecenas i absztyfikant Doris. Ale to nie wszystko, bo i o wsi i jej mieszkańcach co nie co się dowiadujemy.
Nie będę więcej streszczać, bo sama tego nie lubię u innych, nie po to są te zapiski, żebym Wam tu zdradzała koleje losu bohaterów.
Nic nowego, ktoś powie o treści, ale tu się nie zgodzę, albowiem Grażyna Jeromin-Gałuszka okazała się utalentowaną konstruktorką i postaci, i fabuły. Zaskoczyła mnie pozytywnie,  wciągnęła mnie w stworzony przez siebie swiat do tego stopnia, że traktuję to jakbym tam była na wakacjach i cieszę się, że jestem umówiona na kolejny pobyt w lecie.
Nawet nie potrafię powiedzieć, co mi się tam konkretnie podobało.
I to jest dla mnie wyznacznik dobrej książki, bo jak dobra kiecka, ma zachwycać i świetnie leżeć, nie trzeba nam wiedzieć, którędy wiodą szwy.
Drugi tom przeczytam na pewno. Poprzednie książki tej autorki sukcesywnie też, podoba mi się jej styl i jeśli tylko będę miała ochotę na ten rodzaj literatury, najpierw sprawdzę co też nowego wydała właśnie Grażyna Jeromin-Gałuszka.